Podróż do Tylkowa zajmuje jakieś pół godziny. Pogoda jest ładna, słoneczna. Z nieba leje się żar i mam nadzieję, że trochę pochodzimy po lesie, bo jazda samochodem bez klimatyzacji w taką pogodę jest jak darmowa sauna. Podjeżdżam pod bramę budynku, gdzie mieści się leśnictwo Kośno. Moja rozmówczyni już na mnie czekała.
– Napije się pan kawy lub herbaty?
– Prosiłbym wodę – odparłem, bo po pierwsze ona najlepiej gasi pragnienie, a po drugie staram się ograniczać inne płyny.
Z Poznania na Mazury
Katarzyna Albert już piąty rok pracuje w nadleśnictwie. Od samego początku w leśnictwie Kośno, najpierw na stażu, później jako podleśniczy. Zaczynała w biurze, a w końcu została wysłana w teren i tak już zostało.
– Od zawsze lubiłam się ruszać – mówi. – Nie chciałam pracować za biurkiem. Chociaż w przeszłości myślałam o zostaniu nauczycielem chemii. Ale jak już się na nią dostałam, to postanowiłam, że zostanę leśnikiem. Chciałam dostać się na Akademię Wychowania Fizycznego, ale jak się dowiedziałam, że są egzaminy z pływania, to machnęłam ręką.
Katarzyna pochodzi z Wielkopolski. Jest tam dużo jezior, ale jak sama mówi, są one wielkości kałuży. Z pływaniem nigdy jej nie było po drodze.
Później i tak skończyła podyplomówkę na AWF-ie. Jest legitymowanym instruktorem tańca sportowego. W wolnych chwilach, raz w tygodniu, jeździ do Olsztyna i uczy dzieci tańca klasycznego. Opiekuje się trzema grupami. Prowadzi zajęcia od pięciu lat – od kiedy mieszka na Warmii. A dlaczego poznanianka z krwi i kości postanowiła zamieszkać na łonie przyrody niedaleko lasu? Mąż jest tutejszy. Poznali się na studiach, moja rozmówczyni przyjeżdżała tutaj, odwiedzała rodzinę męża i bardzo jej się tutaj spodobało. Katarzyna śmieje się, gdy mówi, że każdego dnia jadąc do pracy mija granicę Warmii i Mazur. Bo właśnie w tej drugiej krainie leży leśnictwo Kośno. Zarządza terenem o powierzchni ok. 1600 ha samego lasu. Rozciąga się pomiędzy dwoma jeziorami: Kośnem i Kalwą.
Dbałość o las
Na tych terenach czasami można spotkać bielika. Nie są to jednak ptaki, które tam gniazdują. Puszcza Napiwodzko-Ramucka (w skład tego kompleksu wchodzą lasy leśnictwa Kośno) to dość duży kompleks, ale przecięty drogą krajową. Na jej terenie występuje wiele gatunków zwierząt i roślin, także tych chronionych, dla niektórych z nich zakładane są strefy ochronne.
– Zakładamy strefy dla zwierząt chronionych, gdzie nie można wchodzić. Jesteśmy bardzo mocno obwarowani przepisami – tłumaczy Katarzyna. Leśnicy dbają o gospodarkę leśną, o hodowlę i pielęgnację lasu, dbając o to, by każdy mógł z tego lasu korzystać: jedni potrzebują surowca czy opału, inni spaceru, a jeszcze inni grzybów czy owoców. Według Ustawy o lasach muszą prowadzić trwałą, zrównoważoną i wielofunkcyjną gospodarkę leśną. Większość czasu zajmują im prace pielęgnacyjne, hodowla lasu i wycinka drzew.
Działania podejmowane przez leśników są zgodne z operatem, czyli szczegółowym planem gospodarczym. Każdy taki dokument obowiązuje przez okres 10 lat. Są w nim ujęte zabiegi, które leśnicy mają do wykonania w danym 10-leciu. Nie mogą zrobić nic, co nie jest zapisane w operacie. Drzewa usuwane są w zabiegach pielęgnacyjnych, a na zrębach wtedy gdy osiągną odpowiedni wiek. I tak dla sosny jest to 120 lat, dąb musi mieć około 140 lat, natomiast świerki można ściąć, gdy osiągną 90 lat.
– Drzewa, podobnie jak człowiek, też się starzeją. Są to już dojrzałe rośliny i jeżeli byśmy ich nie wycięli to mogłyby się przewrócić na kogoś – tłumaczy Katarzyna i dodaje, że w miejsce wyciętego drzewostanu, leśnicy zawsze sadzą nowy. – Dbamy o drzewa od nasionka. Najpierw w szkółce hoduje się z nasiona sadzonkę, następnie pielęgnuje ją w uprawie. Jest to duży wysiłek, ale każdy leśnik lubi obserwować, jak rozwija się drzewostan przez niego zasadzony. A wszystko w trosce o las, bo my kochamy las.
Ciężka, fizyczna praca
Czy świeci słońce, czy leje deszcz, trzeba pracować codziennie. Wszystko uzależnione jest od pory roku. Zima to czas szacunków, czyli przygotowania planów na przyszły rok oraz wycinki, ponieważ wtedy działalność grzybów jest ograniczona. Wtedy też odnotowuje się najmniejsze szkody dla środowiska. Wiosna to czas sadzenia nowych drzewostanów i ich pielęgnacja. Latem leśnicy koszą trawę, bo uprawy zarastają, a małe drzewka potrzebują dużo słońca. Walczą także z owadami pasożytującymi na drzewach. Są to brudnice mniszki i korniki drukarze. Te pierwsze można zaobserwować wiosną i latem, z kolei drugich szuka się od maja do września. Kornik drukarz atakuje głównie świerki. Jest szkodnikiem wtórnym, który atakuje już osłabione drzewo. Leśnicy sprawdzają, jak dużo jest owadów. Okazy znalezione w ziemi, bądź na drzewach są wysyłane do Zakładu Ochrony Lasu, który ocenia stopień zagrożenia. Następstwem tego jest przeciwdziałanie problemom. O ile brudnicę można opryskać, o tyle z kornikiem są problemy, bo mieszka w środku drzewa. Niestety zarażone od środka drzewa trzeba wycinać.
Ludzie wszędzie wejdą
Duże niebezpieczeństwo podczas wycinki stwarzają spacerowicze, zwłaszcza tacy, którzy ignorują wszelkie zakazy i nakazy. Tablice stawia się po to, bo prace w lesie mogą oznaczać niebezpieczeństwo.
– Zdarzały się już sytuacje tego typu, że pilarze nawet ucięli kłodę, aby ludzie nie chodzili, była ustawiona tablica z zakazem wstępu. Jechała 4-osobowa rodzina na rowerach. Zignorowali znak. Pan przeniósł rowery przez przeszkodę i pojechali dalej. Nie trwało dłużej niż pół godziny i pani szła z wózkiem. Przeniosła ten wózek i poszła dalej w kierunku ścinki drewna.
Ludzie nie zdają sobie może sprawy z zagrożenia i ignorują te znaki, ale narażają przez to nie tylko siebie, ale i swoją rodzinę. Pilarz nie ma oczu z tyłu głowy. Taki człowiek, który wejdzie na taki obszar wycinki, gdzie nie ma już pracowników, nadal ryzykuje życie. W każdej chwili może odpaść jakaś gałąź i człowiek nie ma szans.
– Są ludzie, którzy podczas wywózki drewna wchodzą pod ciężarówkę lub żuraw i oburzają się na nalegania pracownik: „Panie, ja tu chcę przejść” – Katarzyna opowiada mi o tak dobrze znanych w prozie życia ludzkich zachowaniach. – Problemem jest to, że ludzie są uparci i przez to zachowują się nieodpowiedzialnie. Rodzice nie chcą dziecka puścić na dwór, ale nie widzą problemu, żeby wejść do lasu, gdy akurat gałęzie spadają na głowy.
Wszechobecne śmieci
Kolejnym bardzo dużym problemem jest w dalszym ciągu wyrzucanie śmieci do lasu. Co można znaleźć? Zdarzają się nawet komplety meblowe, tak że cały pokój można by było sobie wyposażyć. Oprócz tego są lodówki, zestawy wypoczynkowe, części samochodowe, opony, umywalki, armatura. Każda gmina ma obowiązek odbioru śmieci. Mimo tego nadal zdarzają się sytuacje, gdy mieszkańcy zamiast wywieźć pralkę do punktu odbioru, to wolą zostawić ją w lesie. Pamiętajmy, że las też jest czyimś domem, a na pewno sami nie chcielibyśmy, aby ktoś do nas przyszedł i opróżnił kubeł z komunalnymi odpadkami.
– Gdzie leży problem? – pytam.
– Nie wiem – szczerze przyznaje Katarzyna Albert. – Osobiście nie znam nikogo, kto mówi otwarcie, że wyrzuca śmieci do lasu. A jednak one tam są. Myślę, że bałaganiarze to w dużej mierze kierowcy i pasażerowie samochodów. Śmieci w lesie są często przy drogach. Ktoś jedzie, otwiera okno, wyrzuca śmieci i jedzie dalej. Niestety, są nadal tacy ludzie. Jest to przykre dla nas. Sprzątamy po nich. Najgorsze są śmieci plastikowe, bo się nie rozkładają.
W upalne dni śmieci, głównie niedopałki, mogą spowodować pożar. Na stronie nadleśnictwa w każdej chwili można sprawdzić stan zagrożenia. Obecnie jest na średnim poziomie, więc możemy chodzić po lesie, ale powinniśmy zachować ostrożność. Pożary najczęściej zdarzają się w okresie od marca do października. Zaalarmowani dymem leśniczy często jeżdżą na skraj kompleksu leśnego, gdzie rolnicy wypalają trawy na swoich gruntach. Ludzie nie biorą pod uwagę, że w czasie pory suchej ogień może bardzo szybko objąć drzewa. Na szczęście, funkcjonuje również straż leśna. Strażnicy są pracownikami nadleśnictwa, którzy zajmują się utrzymaniem porządku na jego terenie. To oni wypisują mandaty. Najczęstszym powodem karania jest wjazd do lasu. Ustawa o lasach zakazuje wjazdu pojazdom silnikowym, do których należą również quady czy skutery. Żaden znak zakazu wjazdu nie musi być ustawiony.
Praca leśnika jest ciężka i niewdzięczna. I będzie taka nadal, dopóki ludzie nie nauczą się używać wyobraźni. Drogi pożarowe są często pozastawiane autami spacerowiczów czy grzybiarzy. A może tamtędy akurat jechać ciężarówka z drewnem czy straż pożarna. Innymi problemami są śmieci czy hałas.
– W lesie jesteśmy gościem i róbmy wszystko, żeby szanować ten teren, który odwiedzamy, w tym dzikie zwierzęta – puentuje Katarzyna Albert.
Napisz komentarz
Komentarze