W prowadzonym przez nas cyklu nie mogło oczywiście zabraknąć policjantki. Jest to zawód dobrze znany – w końcu kto z nas będąc w przedszkolu nie chciał zostać policjantem, aby móc łapać przestępców? Jest to też praca niedoceniana, bo mimo w miarę dobrych zarobków, wiąże się z dużym ryzykiem i stresem. Większość funkcjonariuszy to mężczyźni, aczkolwiek nie brakuje też kobiet.
Postanowiłem z jedną z nich porozmawiać. Ewelina Pierzchała służy w policji już sześć lat, natomiast w Wydziale Ruchu Drogowego jest od pięciu. Wcześniej pracowała w szpitalu, ale jak sama mówi, potrzebowała większej stabilizacji.
– Przychodząc do policji miałam 30 lat, mój syn był już dosyć odchowany – opowiada. – Mam wielu znajomych, którzy pracowali lub pracują w policji. Decyzję podjęłam po rozmowie z moją siostrą. Stwierdziłam, że złożę papiery.
No i się udało. Początkowo była przydzielona do oddziałów prewencji, dopiero później przeszła do drogówki.
– W oddziałach prewencji jest nieregularny czas pracy. Są tam wyjazdy, obstawa imprez, w tym meczów. Mając na miejscu rodzinę wolałam coś stabilniejszego – tłumaczy.
Prędkość, nieustąpienie pierwszeństwa i brawura główną przyczyną wypadków
Ewelina lubi tę pracę, chociaż jest bardzo stresogenna. Dlatego też jeżeli ktoś nie ma charakteru, to się nie odnajdzie w policji. Trzeba być tu odpornym na stres, przyzwyczajonym do zmian decyzji, obytym z negatywnym nastawieniem obcych ludzi. Wielu policjantów wypala się w zawodzie i szuka później swojego miejsca gdzie indziej. Większość z nich nie dotrwa do emerytury.
Ewelina Pierzchała podczas swojej kariery w policji zetknęła się już z szokującymi wydarzeniami. Jeździła do mrożących krew w żyłach wypadków drogowych. Pierwszy, który obsługiwała miał miejsce przed kilkoma laty na krajowej 16 w stronę Ostródy. Wtedy to radiowóz wjechał w czterech motocyklistów. Jeden z nich zginął na miejscu, a dwóch było ciężko rannych. Policjanta kilkukrotnie obsługiwała także wypadki śmiertelne na tej samej drodze, w stronę Mrągowa. Uważa, że DK 16 jest jedną z najgorszych dróg w Polsce.
– Co człowiek czuje, gdy po raz pierwszy styka się ze śmiercią? – pytam.
– Szok – bez namysłu odpowiada policjanta. – Często, gdy jedziemy na miejsce zdarzenia, nie wiemy, czy jest to po prostu kolizja, czy wypadek z ofiarami śmiertelnymi. Dyżurny mówi nam to, co przez telefon relacjonuje świadek, a ten może nie myśleć trzeźwo.
– Czy da się później o tym nie myśleć?
– Staram się takie wspomnienia chować do szafki, zamykać ją, zgasić światło i wyjść. Ale one siedzą gdzieś z tyłu głowy. Nie da się całkowicie wyeliminować z umysłu widoku nieżywego człowieka. Jestem bardzo wyczulona na brawurę i prędkość. Dwa lata temu mój syn został potrącony na przejściu dla pieszych.
Ewelina czasami przytacza te straszne historie kierowcom, którzy szarżują na drogach. A jest takich wielu. Najczęściej są to młodzi kierowcy, którzy nie mają wyobraźni. To prędkość jest głównym czynnikiem wypadków na drogach krajowych i wojewódzkich. Niedawno policjantka jechała wraz z partnerem drogą nr 51 w kierunku Dobrego Miasta. Nagle z naprzeciwka wyjechał na nich samochód, którego kierowca wyprzedzał inny pojazd. Było to miejsce, gdzie jest podwójna ciągła, a dodatkowo stoją ekrany dźwiękoszczelne, więc nie było nawet jak zjechać na pobocze. Tylko opanowanie policjanta sprawiło, że nie doszło do tragedii.
– My jechaliśmy 70 na godzinę, a wyprzedzający miał ok. 120. To tak jakbyśmy uderzyli np. w drzewo z prędkością niemal 200 km/h. Kierowca stracił uprawnienia. Był młody – miał 25 lat. Z kolei pasażer nie miał prawa jazdy, bo je stracił za jazdę po alkoholu – mówi moja rozmówczyni.
Alkohol wrogiem kierowcy
Wsiadanie do samochodu po spożyciu napojów wyskokowych jest niebezpieczne i skrajnie nieodpowiedzialne. Kierowca może spowodować wypadek, bo jego refleks jest opóźniony. Niestety, czasami zdarza się, że samochodem kieruje osoba tak pijana, że nie ma świadomości tego, co robi.
– Nie rozumiem ludzi, którzy jeżdżą po alkoholu. Półtorej roku temu na ul. Obiegowej pan skasował cztery samochody. Trzy osoby trafiły do szpitala. Kierowca nie był świadomy tego, że spowodował wypadek. Nie wiedział nawet, że policja z nim rozmawia. Chciał wsiąść do samochodu i jechać dalej.
Według kodeksu karnego kierowca, u którego w wydychanym powietrzu stwierdzi się stężenie alkoholu do 0,25 mg na litr, popełnił wykroczenie. W takiej sytuacji policjanci starają się przekazać pojazd osobie trzeźwej, która posiada uprawnienia. W przypadku, gdy takowej nie ma, wtedy wzywana jest laweta na koszt kierującego. Gorzej, gdy alkomat wskaże stężenie powyżej 0,25 mg na litr – wtedy jest to już przestępstwo. Kierowca przewieziony jest wtedy do najbliższego posterunku czy komisariatu, gdzie ponownie sprawdza się u niego poziom alkoholu. Następnie odbywa się przesłuchanie. Cała procedura może trwać nawet kilka godzin. Jeżeli kierowca jest w stanie, to zostaje wypuszczony do domu. Wręczane jest mu wezwanie na sądową rozprawę. Zdarzają się jednak i przypadki, gdy osoba nie jest w stanie sama odejść, bo jest tak bardzo pijana. Wtedy pozostawiony jest do dyspozycji dyżurnego.
Wbrew pozorom alkohol nie jest głównym czynnikiem sprawczym kolizji i wypadków. Jak już pisałem, na trasie jest to głównie prędkość. Natomiast w mieście są to: przejazd na czerwonym świetle i rozmowa telefoniczna podczas jazdy. Do tego często ludzie zapominają o zapięciu pasów bezpieczeństwa, co tylko może narazić ich na większe urazy.
Wszechobecna agresja
Przez te pięć lat pracy policjantce rzuciło się w oczy to, że kierowcy nie znają przepisów. Niemal zawsze kłócą się i są przy tym agresywni. W całej karierze raz jej się zdarzyła sytuacja, w której musiała użyć siły fizycznej. Wraz z kolegą mieli kontrolę statyczną w pewnej miejscowości. Obok nich szła para – kobieta w ciąży i jej partner. W pewnej chwili się zatrzymali i zaczęli głośno kłócić. Mieli podniesiony głos, używali wulgaryzmów. Chwilę później mężczyzna uderzył partnerkę. Policjanci szybko zareagowali.
– Niestety do mężczyzny nie docierały racjonalne argumenty. Musieliśmy go przewieźć na komisariat. Był agresywny. W trakcie wykonywania czynności prawdopodobnie zaczął trzeźwieć, bo przepraszał – opowiada Ewelina Pierzchała i dodaje, że o wiele częściej jest celem agresji werbalnej. – Osoby argumentując swoje przewinienia mówią: a wy nie macie co robić?”, „szukajcie prawdziwych przestępców”. Często też pytają o nasze nazwiska, bo mają znajomości w policji i chcą nas zwalniać.
– Trudno jest zachować spokój w takiej sytuacji?
– Musimy trzymać się w ryzach, nie jest łatwo, bo my też jesteśmy tylko ludźmi. Jest to wpisane w ryzyko naszej służby. Oczywiście możemy złożyć wniosek o znieważenie czy naruszenie nietykalności cielesnej, gdy do takowej dojdzie. Ja sobie nie pozwalam na to, żeby ktoś mnie obrażał. Mam duże wymagania w stosunku do ludzi, bo od siebie też wiele wymagam – dodaje policjantka.
Ewelina Pierzchała pomaga zwierzętom. Traktuje tę pasję jako drugi zawód. Działa w organizacji prozwierzęcej i prowadzi tymczasowy dom dla bezdomnych szczeniaków. Pomaga zwierzakom nawet na służbie. W radiowozie wozi smycz i smakołyki, które niejednokrotnie się przydały. Tak się działo chociażby, gdy na krajowej 16 niedaleko Gietrzwałdu biegały dwa psy. Policjantce i jej partnerowi udało się wstrzymać ruch i je złapać. Zwierzęta zostały przewiezione do schroniska w Tomarynach.
– Nie boisz się, że pies jest chory i może ugryźć? – pytam.
– Podczas akcji o tym nie myślę. To jest impuls. Muszę pomóc. Jestem w dodatku przeszkolona w zakresie podchodzenia do niebezpiecznych zwierząt. I jeżeli w stosunku do ludzi jestem charakterna, to gdy chodzi o pomoc zwierzakom, mięknie mi serce. Zdarzyło się, że pomagałam im w środku nocy. W regionie, gdzie jeździmy, nazywają mnie psią mamą, ale może trochę prawdy w tym jest – śmieje się.
Napisz komentarz
Komentarze