Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
sobota, 23 listopada 2024 10:15
Reklama prosto i po polsku

W życiu prywatnym nie jestem Elvisem Presleyem

Adam Gałka – olsztynianin z urodzenia. Muzyk, piosenkarz, artysta estradowy. Najpopularniejszy polski naśladowca Elvisa Presleya i jeden z najlepszych jego odtwórców. Otrzymał specjalny certyfikat od żony Presleya, jako najbardziej zbliżony głos do Elvisa.
W życiu prywatnym nie jestem Elvisem Presleyem

Autor: Foto: Grzegorz Kucharski

Czy to prawda, że Elvis Presley ciągle żyje?

Oczywiście. Przede wszystkim w naszych sercach. Z tego co wiem, żyje również w Olsztynie (śmiech). Będzie żył, dopóki żyje jego muzyka, czyli wychodzi na to, że Elvis Presley jest nieśmiertelny.

 

Skąd się wzięła Twoja fascynacja Elvisem?

Presleya słuchałem od dziecka. Mój tata miał jego nagrania na taśmach i kasetach. Dzisiaj już nie ma takich magnetofonów, ale oczywiście są nagrania, na innych nośnikach. Nie tylko słuchałem Elvisa, ale także starałem się go naśladować. Okazało się, że nieźle mi to wychodziło. Zacząłem się nagrywać, przy okazji kasując tacie niektóre nagrania (śmiech).

 

Nie wystarczyło samo słuchanie, musiałeś się wcielić w jego postać?

Kiedy dostałem gitarę, a byłem wtedy jeszcze w szkole podstawowej, zacząłem próbować śpiewać piosenki Elvisa. Pierwszy publiczny koncert dałem w osiedlowym Domu Kultury „Alternatywa” na Podgrodziu w Olsztynie. Było to w 1994 roku. Z tej okazji zrobiliśmy specjalne plakaty. Rozwiesiliśmy je w całym mieście. Przyszło nawet sporo ludzi… i tak to się zaczęło.

 

Jesteś uważany za najlepszego odtwórcę Presleya w Europie, jak duża jest konkurencja?

Konkurencja jest spora. Nie staram się ścigać, jak dzwonią z propozycją występu, to jadę i śpiewam. W Polsce tych Elvisów się trochę sklonowało, ale nikt ich chyba jeszcze dokładnie nie policzył.

 

Jakie trzeba mieć predyspozycje, aby wcielić się w postać Elvisa Presleya?

Na pewno nie powinno się go parodiować, tylko starać się zbliżyć jak najbardziej do oryginału. Nie chodzi tu tylko o podobieństwo fizyczne, czy charakterystyczne zachowanie na scenie. Niektórzy uważają Presleya za kicz. Czasami spotykam się z opinią, że jestem trochę za chudy. Dobrze jest zapoznać się z biografią Elvisa, z jego artystyczną karierą, życiowymi wyborami, wtedy jego obraz będzie zdecydowanie pełniejszy. Presley to fenomen, trudno więc go naśladować we wszystkim. Kiedyś, kiedy nie było Internetu, trzeba było korzystać ze zdjęć i fragmentów koncertów w telewizji. Niektóre rzeczy robiło się intuicyjnie, ale muszą być dzwony, klasyczne presleyowskie buty, strój z frędzlami, postawiony kołnierz i chusty.

 

Elvis Tribute Show Live to Twój ostatni projekt związany z Elvisem?

Gramy to w różnych składach osobowych. Początkowo był to 13 osobowy band, teraz jest 5-6 muzyków. Trudno jest utrzymać taki duży zespół. Estrada ma swoje prawa. Również finansowe.

Bardzo często występuję też solo, z gitarą. Z zespołem czuję się jednak zdecydowanie lepiej, bardziej koncertowo. Nie prowadzę zbyt obfitej konferansjerki, koncentruję się głównie na śpiewie.

 

Jak to się stało, że otrzymałeś specjalny certyfikat od żony Presleya, jako najbardziej zbliżony głos do Elvisa?

Tym zajmował się Fan Club Presleya w Berlinie. Poznałem prezesa, wysłali moje nagrania, zostały zaakceptowane i w taki sposób otrzymałem ten certyfikat. To wszystko było trochę poza mną. Specjalnie o to nie zabiegałem, ale miło jest mieć takie uznanie.

 

Kolejny certyfikat, to oryginalny, niepowtarzalny wokal, potwierdzony przez Yamaha International.

Moje studyjne nagrania, a właściwie mój głos, został porównany z głosem Elvisa Presleya przez Kazuo Shibashi z Yamaha International i uznany za najbardziej zbliżony do oryginału wśród wszystkich odtwórców Presleya na świecie. Wyróżnienie na pewno prestiżowe. Nie daje jednak dodatkowej karty przetargowej. Tak to nie działa. Poza tym w życiu prywatnym nie jestem Presleyem, tylko Adamem Gałką. To się zmienia, kiedy zakładam strój Elvisa. Wtedy jestem zupełnie innym człowiekiem i zamieniam się w rockendrolowca. Autografy daję jako Elvis Presley i Adam Gałka (śmiech).

 

Czy wyczuwasz, poprzez kontakt z publicznością na scenie, że ta muzyka jest ciągle żywa?

Z doświadczenia wiem, że nie wszyscy dokładnie wiedzą, co usłyszą na koncercie. Generalnie, powszechnie znanych, przynajmniej w Polsce, jest tylko kilka piosenek Elvisa. Nawet piszczące fanki robią to głównie dlatego, że coś takiego wcześniej widziały i wyczuwają, że tak wypada. Każda impreza jest inna. Lubię zarówno duże sceny, jak i kameralne występy.

 

Ale Adam Gałka to nie tylko Elvis Presley?

Aktualnie robię nowy projekt, nie związany z Elvisem. Autorskie piosenki, bardziej disco-rock. Nie do końca jeszcze wiem, w jakim kierunku to pójdzie. Przygotowujemy piosenkę – pilota i teledysk. Jak chwyci, pójdziemy dalej w tym kierunku, jak nie, będziemy kombinowali inaczej. Ważne, że jest zapał i pomysły.

 

Śpiewałeś na festiwalu w Korei Północnej?

Rok temu byłem tam na Festiwalu Przyjaźni. 600 wykonawców a na widowni sam Kim Dzong Un. W imprezie biorą udział muzycy, piosenkarze, zespoły wokalne i taneczne oraz artyści reprezentujący sztukę cyrkową. Mało kto o tym wie, ale Polska od lat bierze w niej udział. Pojawiłem się i ja. Śpiewałem jedną polską piosenkę i jedną po koreańsku. Nie udało mi się jednak nauczyć słów na pamięć i musiałem korzystać z kartki. Nie tylko ja się tak wspomagałem. To bardzo trudny język.

 

Nie był to tylko występ, bo przywiozłeś stamtąd puchar.

Oprócz piosenki koreańskiej śpiewałem piosenkę Piotra Szczepanika „Nigdy więcej”, którą bardzo lubię. W sumie było to pięć koncertów, z których jeden nagrała koreańska telewizja. Na YouTubie pojawiło się nagranie z moim występem. Tak się złożyło, że zdobyłem pierwsze miejsce, pamiątkowy puchar i dyplom. Dostałem też zaproszenie na kolej festiwal, za dwa lata, bo w takim cyklu ten festiwal się odbywa.

 

Jakie wrażenia oprócz artystycznych osiągnięć przywiozłeś z Korei Północnej?

To bardzo ciekawy kraj, chociaż powszechnie krążą o nim różne opinie. Byliśmy tam dwa tygodnie. Ja, Anna Maria Adamiak i Jacek Wasilewski, dziennikarz prasowy z Warszawy. Naszym przewodnikiem była młoda Koreanka mówiąca w języku angielskim. Byłem m.in. w mauzoleum rodziny Kimów. Wjeżdżało się tam na długim, ruchomym dywanie. Dywan poruszał się wolno, a po obu stronach były różnego rodzaju pamiątki. Zanim dotarłem do końca, trwało to jakieś 20 minut. Byłem też w miejscowym ogrodzie zoologicznym. Ciekawostką było to, że jedzenie dla zwierząt podawano na tacach. Hotel, w którym mieszkałem, miał wysoki standard, doskonałe jedzenie i usytuowany był na wyspie. Mieszkałem na 32 piętrze. Zauważyłem, że w windzie nie ma przycisku prowadzącego na 5. piętro. Dlaczego? Nie pytałem i nie sprawdzałem.

 

Na koniec poproszę Cię o jakąś anegdotę z Twoim udziałem.

Było tego sporo, ale najbardziej rockendrolowe było to, jak kiedyś w trakcie występu przewróciłem się na perkusję. W ferworze scenicznego show, straciłem po prostu równowagę.

 

Dziękuję za rozmowę

 

 

 


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

POGODA
bezchmurnie

Temperatura: 1°C Miasto: Olsztyn

Ciśnienie: 1011 hPa
Wiatr: 21 km/h

Reklamajak rozmawiać ze sztuczną inteligencją
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama