Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
niedziela, 24 listopada 2024 09:39

To nie pora na pożegnanie…

Rak trzustki to wyrok śmierci. Wiedzą o tym wszyscy. Kiedy mówię ludziom na co choruję patrzą na mnie przerażeni. To tak, jakbym na czole miał napisane ŚMIERĆ… A ja mam rodzinę, dzieci, bliskich. Ludzi, dla których muszę pokonać potworną chorobę. Muszę żyć!
  • 18.02.2020 10:00
  • Autor: Grupa Tipmedia
To nie pora na pożegnanie…

Szczęście narodzin drugiego dziecka, nowy start i wielkie nadzieje na przyszłość. Przyjście na świat Henry’ego wprowadziło do naszego życia mnóstwo radości. Przygotowywaliśmy się do tego przez wiele miesięcy. Ten moment zapamiętam na zawsze. Słowa lekarza “ma Pan zdrowego syna”. Marzenie każdego rodzica. Zwykłe, rodzinne życie dawało mi mnóstwo satysfakcji do momentu, w którym mój świat legł w gruzach. Dokładnie 2 tygodnie później świat, który budowałem z najbliższymi runął. W moim życiu zagościło poczucie beznadziei...

Diagnoza, która zwaliła z nóg. Ukryty, bezobjawowy rak. Taki, który wykryty zostaje najczęściej w ostatnim stadium zaawansowania. Rak trzustki w IV stadium. Lekarze pozostają bezradni, mówiono o standardowej procedurze, o możliwościach podjęcia walki. Walki, której wyniku nikt nie był w stanie przewidzieć. W mojej głowie pojawiła się myśl, że to koniec. Byłem przekonany, że nic mnie nie uratuje. Właśnie wtedy poraziła mnie myśl, że zostawię moje dzieci, żonę samych, że nigdy nie zobaczę jak chłopcy dorastają, nigdy nie zagram z nimi w piłkę. 

Podziwiam moją żonę. To jeden z najcięższych okresów w naszym życiu. Szczęście na zmianę z potworną rozpaczą. Uczucia, których nie sposób nazwać. Ona jak zawsze była obok. Czuwała, razem ze mną ramię w ramię postanowiła walczyć o życie. 

Codziennie, kiedy spoglądam na dzieci w moich oczach pojawiają się łzy. Wiesz jak to jest żyć ze świadomością, że być może patrzę na nie po raz ostatni? Te myśli spychają mnie w przepaść, a jednocześnie dają siłę do walki. Walki o najwyższą stawkę. Jedyny raz w życiu postanowiłem uwierzyć, że cuda się zdarzają. 

Chemioterapia to rozwiązanie na chwilę. Może powstrzymać rozwój choroby i powiększanie guza, ale to za mało. Zdecydowałem się na chemioterapię, bo w tym momencie nie mam innego wyjścia, z potworem, który mnie zaatakował muszę walczyć znacznie bardziej zdecydowanie. Bo tylko kompleksowa terapia może zapewnić, że znów będę zdrowy. Nowoczesna immunoterapia w Niemczech to moja jedyna szansa na ratunek. Lekarze, którzy widzieli moje wyniki zakwalifikowali mnie do leczenia, dali nadzieję na remisję. Niestety, leczenie to ogromne koszty. Cena za moje zdrowie, życie i przyszłość to prawie 700 tysięcy złotych! Kwota, która przyprawia o zawrót głowy. Środki, których potrzebuję praktycznie natychmiast. 

Ja i moja rodzina codziennie mamy nadzieję, że to tylko koszmar, z którego za chwilę się obudzimy. Niestety, brutalna rzeczywistość wciąż nas dopada. Chemioterapia mnie zmieniła, straciłem sporo kilogramów, odebrała siły, ale nie zabiła nadziei. Czasem boję się, że ulatuje ze mnie życie. Moją nadzieją na przyszłość, na to, że znów będę mógł planować “jutro” jesteście Wy! Jeśli nie uzbieram kwoty potrzebnej na leczenie, w ciszy i rozpaczy pozostaje mi czekanie na śmierć… Nie mogę zostawić rodziny! Dla nich chcę walczyć! Błagam o pomoc. Wyciągnij do mnie pomocną dłoń!

Do czasu diagnozy nie spędziłem w szpitalu ani jednego dnia. Teraz te kąty widuję częściej niż własne dzieci. Codziennie wyrywam się ze szponów śmieci. Podnoszę się tylko po to, by znów upaść… Liczę, że ta wyczerpująca droga to ścieżka do zwycięstwa. Obrałem kurs na życie, pomóż mi się ratować! To nie pora na pożegnanie...

JAK POMÓC?

-  przekazując 1% podatku: KRS 0000396361; cel szczegółowy 0061226 Bartosz
- przekazując pomoc finansową, Fundacja Siepomaga, nr konta 89 2490 0005 0000 4530 6240 7892 tytułem 21410 Bartosz Balczerski darowizna

--- Artykuł sponsorowany ---