Mój dziadzio to dowcipny człowiek. Doskonale wiedział, w którym miejscu zostało zrobione zdjęcie, ale nie zdradził się nawet jednym gestem. Naszą gazetę czyta od deski do deski i dobrze zna artykuły redakcyjnego kolegi. Gdyby były nietrafione, z pewnością by je skrytykował. Jeśli sam przygotowuje zdjęcia, to znaczy, że chce, aby czytelnicy poznali tajemnice miasta.
Jeszcze tego samego dnia zaniosłem tę barwną fotografię naszemu znawcy Olsztyna.
– Oj Pawełku! Ty mnie zamęczysz! – jak zwykle od biadolenia zaczął Jacek Panas. – Dobrze znam powojenne dzieje miasta, bo przyjechałem w 1955 roku – zaczął opowieść. – Już wtedy miasto było częściowo odbudowywane ze zniszczeń wojennych. Jak nie wiesz, to Ci powiem. Armia Czerwona zdobyła Olsztyn bez jednego wystrzału. Dopiero po kilku dniach zaczęto podpalać i burzyć piękną zabudowę. Zdarzało się, że jeden żołnierz wchodził na strych domu, strzelał na wiwat i było to pretekstem do zburzenia domu. Najmniej ucierpiało Zatorze. Dlaczego? Trudno powiedzieć. Może dlatego, że była to dzielnica robotnicza, a może mieli już dość. Wyjaśniono to podczas wizyty generała Nikołaja Oślikowskiego w Olsztynie, który opanował wcześniej Warmię i Mazury. Na spotkaniu z żołnierzami zdano mu pytanie: dlaczego niszczono miasto, które zdobyto bezkrwawo? On spokojnie odpowiedział: – A czy my wiedzieliśmy, że to będzie wasze.
W okresie międzywojennym większość budynków znajdujących się przy obecnej ul. Okrzei i ul. Żeromskiego wybudowano dla kolejarzy zatrudnionych w olsztyńskim węźle kolejowym. Kolej przyczyniła się do szybkiego rozwoju miasta. Drugim bardzo ważnym bodźcem było wojsko. Przed wojną na Zatorzu w koszarach mieszkali wojacy, którzy korzystali z różnorakich usług, co także sprzyjało rozwojowi dzielnicy.
Na fotografii, którą mi pokazałeś, prawdopodobnie ukazano skrzyżowanie ulic Jagiellońskiej z Żeromskiego. W narożnym budynku była księgarnia. Dopiero dwa lub trzy lata temu przeniesiono ją w okolice kościoła św. Józefa. Patrząc w wyobraźni w głąb ulicy widzianej na wprost (Żeromskiego), można zobaczyć przy al. Wojska Polskiego, „Audytorium Maximum” Wyższej Szkoły Informatyki i Ekonomii TWP. Szkoła powstała w przedwojennej ujeżdżalni koni, a po wojnie kinie „Grunwald”. Ten zabytkowy budynek służył kawalerzystom z położonych w pobliżu niemieckich jednostek wojskowych.
Po prawej stronie zdjęcia znajduje się obecnie wieżowiec. Obok niego stał kiedyś sławny bar „Zgoda”. Gdy brakowało alkoholu w sklepach, bo był na kartki, w tej spelunie urzędowali panowie z różnych warstw społecznych. Co tam się działo! Cho! Cho! W latach 70. do 80. lokalami o podobnej sławie były: „Trupek”, „Bar Zatorze” (gdybyśmy pojechali ulicą Żeromskiego w kierunku dworca, na zdjęciu mały fragment po prawej stronie). Innymi znanymi knajpkami były „Rondo”, „Pod koniem”, „Tramp” czy „Tenisówek”. Ale to Pawełku niestety niechlubne miejsca, chociaż mają niezapomnianą, barwną historię. Może kiedyś o nich opowiem.
Historię zdjęcia opowiedzianą przez Jacka Panasa skrzętnie zapisał Pawełek
Napisz komentarz
Komentarze