Tyrwaido polecił rozstawić straże i bacznie wypatrywać nieprzyjaciela. Część zbrojnych pozostać miała w gródku i bronić go w przypadku ataku ze strony krzyżaków. Reszta zaś ruszyła spiesznym marszem w stronę kamiennnego kręgu. Na miejsce dotarli dość szybko, gdyż droga do niego wiodła przez otwarte pola. Słońce zdążyło już zajść i mrok ogarniał powoli całą okolicę, mimo to Jaxe i Layge wciąż nie nadchodzili. Monte zaczynał się już niepokoić, gdy na północnym horyzoncie pojawiły się dwa oddziały wojowników.
- Kails [1]- pozdrowili go nadjeżdżający bracia .
- Kails- odpowiedział Tyrwaido.
- Złe wieści bracie - odezwał się Jaxe, mąż lat około trzydziestu o szerokich barach i rumianych od zimowego wiatru policzkach, odziany w stalową loricę i czapkę z wilczego futra, dosiadający rączego, czarnego ogiera- Ponoć krzyżackie zagony widziano także w ziemi Tummonis i innych okolicznych lauksach.
Stary Monte nie odrzekł na to ni słowa, marszcząc jedynie swe jasne krzaczaste brwi i zamyślając się głęboko.
- Co gorsza- przemówił z kolei młodszy Layge- są ponoć wśród nich miejscowi zdrajcy, wskazujący białym płaszczom brody i przejścia przez leśne przesieki.
- Nie czas myśleć o tem. Radźmy lepiej co począć z tymi, którzy naruszyli mir świętego lasu- odrzekł Tyrwaido.
- Ściemnia się- odezwał się znów Jaxe- a wśród nocy ciężko nam będzie tropić nieprzyjaciela. Miarkuję, że najrozsądniej będzie nam poczekać aż się rozwidni i wtedy ruszyć dalej.
Tyrwaido przytaknął bratu, lecz kilkudziesięciu zbrojnym nijak było pozostawać w szczerym polu, nie tylko z uwagi na wzmagający się wiatr, który niemiłosiernie smagał ludzi i konie, ale również dlatego że właśnie tu stać się mogli łatwym celem dla krzyżaków. Postanowiono zatem wjechać nieco w leśną gęstwinę i tam rozbić obozowisko.
[1]Kails po prusku “bądź pozdrowiony, witaj”
Napisz komentarz
Komentarze