Obłęd
Jacek Panas
Zastanawiam się, czy jestem myślącym człowiekiem. Pewnie mój kolega Andrzej Brzozowski napisze, że u mnie z myśleniem na bakier. Będę jednak trzymał się tego, że jednak jestem osobą, która używa mózgu zawsze i wszędzie. Do rzeczy! Od 40 lat robię domowe zakupy. Przez długi czasu na bieżąco śledziłem ceny na targowiskach i w sklepach. Wszystkie miałem w małym palcu. Teraz, gdy jestem na zakupach, dostaję kociokwiku. Nie rozumiem, co się dzieje.
Kiedyś nasze krajowe młode ziemniaki o tej porze kosztowały koło złotówki. Maksymalnie 1,50zł. Ostatnio byłem w sklepie i zbaraniałem! Za kartofle musiałem zapłacić trzy złote pięćdziesiąt groszy. Takiej ceny, jak długo żyję, nie pamiętam. Nawet w dobie kartek za kilogram tego podstawowego warzywa nie płaciło się więcej niż 80 groszy. Teraz ceny prawie takie jak za cytrusy czy banany. Obłęd!
Oczywiście zacząłem analizować, dlaczego tak się dzieje. Do żadnego wniosku nie doszedłem poza tym, że ktoś chce nas nieźle oskubać. Ziemniaków w Polsce mamy pod dostatkiem, a w maju cena nawet egipskich nie przekraczała 4 złotych. Więc co się dzieje? Andrzej na pewno powie, że drożeje światło, woda, praca ludzka. Zgadzam się, tak jest, ale kartofle rosną na polu i zbiory w tym roku tragiczne nie są, a nawet bym powiedział, że przeciętne. Jeżeli w lipcu nasze krajowe kartofle kosztują powyżej trzech złotych, to podejrzewam, że jesienią ceny mogą zbliżyć się do 10 złotych. Tak jak jest teraz z pietruszką. Jej cena zbliżona jest do ceny schabu a nawet większa. Jak tak może być? Przecież jest już młoda, tegoroczna.
Co ciekawe ceny cytrusów cały czas lecą w dół, ale nie zastąpią one kartofelków ze skwarkami i kwaśnym mlekiem. I tu znowu absurd. Cena maślanki już przekroczyła cenę mleka, a przecież jest to produkt uboczny powstający przy produkcji masła. Jest ono owszem drogie, ale w latach siedemdziesiątych kostka masła kosztowała 17,50 zł. Może takie ceny też będą niedługo obowiązywały?
Kwaśne mleko jest chyba dwa razy droższe od zwykłego, a jak kupimy u rolnika, to za litr zapłacimy góra 2 złote. Ale ile w nim śmietany?
Dalej nie rozumiem, co się dzieje z tymi cenami. Handlowcy robią, co chcą, a konsumenci płacą jak za zboże. Wolny rynek, więc każdy może wystawiać takie ceny, jak chce. Do czego to będzie prowadziło? W 1976 roku robotnicy oburzyli się na wieść, że rząd chce uwolnić ceny, bo bali się podwyżek i mieli racje. Podwyżki są! Obłęd! Ja chyba wzorem dawnych polskich pracowników dorabiających w RFN przejdę na psią karmę. Ona jest tania. W sam raz na nasze zarobki i będę szczekał w psim języku. Obłęd! Obłęd!
Wolny rynek, wolne ceny
Andrzej Zb. Brzozowski
Chociaż nie jestem fachowcem od tych spraw, wydaje mi się, że z Twoim, Jacku, myśleniem, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Wyciągasz słuszne wnioski, chociaż myślisz, że nic się w naszym handlu, oprócz cen, przez ostatnie lata nie zmieniło. Chcieliśmy „zachodu”, to go mamy, z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Z tego, co pamiętam, cytrusy w krajach Europy Zachodniej zawsze były tańsze od jabłek. Ich uprawa (głównie poza Europą) jest chyba znacznie prostsza i dochodzi tańsza siła robocza. U nas nawozy, opryski, cała ta chemia (a to przecież kosztuje), a tam słońce i deszcz. I do tego zbiory, w przypadku niektórych owoców, dwa razy w ciągu roku. Trawestując klasyka, praw biologii pan nie zmienisz i nie bądź pan...
Co do cen warzyw, sprawa jest prostsza i dużo się na ten temat mówiło i pisało w mediach. Rekordowe ceny są nie tylko w tym roku, pojawiły się już wcześniej. To sprawa suszy, która od kilku lat obejmuje nie tylko Polskę, ale prawie całą Europę. Jesteśmy w Unii, więc w razie nieurodzaju w jednym kraju, produkty można importować. Ale w tym przypadku nie ma skąd, bo problem dotyczy wszystkich krajów.
Wysokie ceny warzyw są szczególnie widoczne w przypadku nowalijek. Większość z nich pochodzi ze szklarni i spod folii. Kto pierwszy, ten lepszy i więcej zarobi, zanim się pojawią towary z importu. Greckie truskawki były w tym roku trzy razy tańsze od krajowych. Płacimy, Jacku, po prostu za zmianę klimatu. Do tego dochodzi jeszcze moda (i słuszna) na zdrową żywność. Warzywa ekologiczne zawsze były, są i będą o wiele droższe od tych uprawianych tradycyjnymi metodami. Nie od dziś wiadomo, że zdrowiej znaczy drożej.
Powiem Ci coś z własnego podwórka. W tym roku nie robię zimowych przetworów z ogórków, chodzi o ogórki kiszone. W poprzednich latach kupowałem je na rynku. Miały być idealne do kiszenia, bez nawozów. Za każdym razem wszystkie słoiki, po jakimś czasie, lądowały w śmietniku. Kupowałem u różnych dostawców i za każdym razem to samo. Po prostu mam dosyć. Okazuje się, że wielu moich znajomych miało podobne problemy.
Kolejna sprawa to droga, którą przechodzą produkty, zanim trafią do konsumenta. Producent – czyli rolnik, pośrednik (częściej pośrednicy) i sieci handlowe. Okazuje się, że najmniej na tym wszystkim zarabiają rolnicy. Zaledwie kilka, czasami kilkanaście procent od końcowej ceny. Między producentem a sklepem jest zwykle kilku pośredników. Według badań kontrolnych przeprowadzonych przez UOKiK, w przypadku np. jabłek, zysk pośredników wynosił ponad 70% a sklepów ok. 25-27%. Więc, Jacku, nie ma się czemu dziwić.
Musimy jednak pamiętać, że to popyt kształtuje podaż. Są ludzie, których ceny w ogóle nie interesują. Najważniejszy dla nich jest dostęp do towarów a także ich jakość. Wiele osób uprawia warzywa i niektóre owoce w przydomowych ogródkach i na działkach. Ci są najbardziej szczęśliwi, bo wiedzą, co jedzą. Zbiory są jednak zależne od pogody, a na to, zupełnie odwrotnie jak w przypadku cen, nikt nie ma wpływu.
Napisz komentarz
Komentarze